Awantura na ul. Motyckiej w nocy z wtorku na środę obudziła mieszkańców okolicznych bloków. Dziwna historia, a skończyła się banalnie.
Kto zbudzony o północy wyjrzał przez okno, zobaczył leżący na ulicy rower i mężczyznę plującego krwią w kierunku policjantów. Cofnijmy się o 5 minut.
36-letni Grzegorz B. przyjechał na komisariat na ul. Motyckiej, żeby podpisać tzw. dozór. To zobowiązanie dla osób, które popełniły przestępstwo, ale sąd zdecydował, że nie muszą iść do więzienia, a jedynie meldować się w wyznaczonym dniu na komendzie najbliższej ich miejsca zamieszkania.
Grzegorz B. chciał zdążyć w wyznaczonym terminie, dlatego pojawił się w komisariacie tuż przed północą. Dyżurny odesłał go jednak do domu, bo mężczyzna był pijany. Delikwent wyszedł na ulicę i zaczął awanturę. Dzielnicowy i inni policjanci próbowali go uspokoić, ale mężczyzna zaczął pluć w ich kierunku krwią.
Później okazało się, że starał się w ten sposób zniechęcić policjantów do interwencji, bo jest zarażony wirusem HiV. Z resztą przestępstwo za które został ukarany, to właśnie „narażanie innej osoby na zarażenie wirusem HIV, wiedząc, że jest nim zarażony”.
Policjanci oczywiście poradzili sobie z agresorem. I postawili mu cały szereg zarzutów: zagrożenia zarażeniem wirusem HIV, stosowania groźby wobec policjantów, znieważenia funkcjonariuszy i na koniec dołożyli mu jeszcze jazdę na rowerze po pijanemu.