Po zmroku fragment ulicy Kondratowicza przecinają rytmiczne światła. Dyskotekowe błyski wydostają się spod asfaltu tuż przed nosem zdziwionych kierowców. O co chodzi i dlaczego te błyski są inteligentne?
Rytmicznie błyskające światła pojawiły się obok przystanku autobusowego „Bohuszewiczówny”. Z daleka wyglądają jak stroboskop z jakiejś dyskoteki. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że są to minireflektory zamontowane w asfalcie po obu stronach dość niebezpiecznego przejścia dla pieszych. Wydostające się z nich, trwające ułamki sekund błyski układają się jakby w rytm skocznej muzyki.
Zdjęcia nie oddają w pełni dyskotekowego wrażenia, więc nakręciliśmy też krótki filmik.
No dobra, może tak naprawdę na Kondratowicza nie słychać popularnego przeboju, ale wrażenie disco pozostaje. O co chodzi?
Otóż pulsujące światła zamontował Zarząd Dróg Miejskich. To nowa, eksperymentalna wersja tzw. „kocich oczek”, czyli odblaskowych markerów przyklejanych na jezdniach w słabo oświetlonych i niebezpiecznych miejscach, np. na krawędziach dróg lub przed przejściami dla pieszych. Stosowane do tej pory w całej Warszawie naklejane na asfalt odblaski spisują się słabo, gdyż szybko się odklejają i giną.
Dyskotekowe światła zatopione w asfalt – lub, jak nazywa je ZDM, „inteligentne markery” – w dzień są ładowane przez małe panele solarne, a w nocy błyskają żarówkami ledowymi. Urządzenia wyposażone są również w czujniki zmierzchu, co oznacza, że światło może pojawić się również za dnia, np. podczas silnych opadów deszczu. Jeden taki marker kosztuje 240 zł brutto.
Podobno ośmiogodzinne ładowanie światłym dziennym, przy średnim nasłonecznieniu, pozwala nawet na 30 godzin pracy markera. Czy tak jest naprawdę, ZDM właśnie chce sprawdzić, montując światła na próbę na ul. Kondratowicza, a także w trzech innych miejscach Warszawy (konkretnie w al. KEN, al. Niepodległości i na ul. Płaskowickiej). Jeśli stroboskopowe markery zdadzą ten jesienno-zimowy egzamin, na wiosnę pojawią się w całym mieście.
I dopiero wtedy nasze ulice naprawdę zmienią się w disco :)
Hmm – sam pomysl nie jest najgorszy. Aczkolwiek panele sloneczne co jakis czas trzeba wymieniac, pewnie za 10 lat co najpozniej.
Chyba lepsze byloby przejscie bezkolizyjne, np. podziemne…
Wolisz spychać ludzi do kanału za setki tysięcy złotych zamiast wymienić raz na 10 lat markery za 240 złotych sztuka? Dobrze się czujesz?
Taaak… podziemne przejście najlepszym rozwiązaniem. Wreszcie dziki miałyby własne, zadaszone lokum. I do apteki blisko bez obaw, że auto rozjedzie :-)
Teledysk załączony do artykułu fajny. Redakcja chyba młoda? W sumie, to fajnie być młodym :-))
Jak ktos uwaza, ze markery uratuja mu zycie to gratuluje inteligencji…
Zwlaszcza jak sadzi, ze sa lepsze od przejscia…
Jak wbiegnie Wam przed rower czy zmotoryzowana taczke(skoro fanatyczni ekolodzy z rowerami to dlaczego nie mialoby byc narzucajacych wszystkim swoich paranoi fanow zmotoryzowanych taczek), samochod etc. dzik czy polglowek z lasu, to wtedy zrozumiecie dlaczego siatka jest lepsza…
To jest wbrew pozorom glowna droga, a dokladnie jej przedluzenie na Targowku…
a gdzie rzeczony filmik?
Darek, przeciez jest
Apteki już dawno nie ma, a czy w tym miejscu jak i w wielu innych nie mozna postawić zwykłych świateł z wymuszaniem ???
Swędzi mnie stopa!!!
A na poważnie, to nie mam o czym pisać, podobnie jak autorzy tegoż tekstu:)
Akurat kierowcy sobie z tych światełek nic nie robić, jak się stało po 15min przy przejściu licząc na uprzejmość choć jednego kierowcy tak nadal się tam stoi jak słup, bo wszyscy mają gdzieś.Już nie mówiąc o tym ile razy spóźniłam się gdzieś, przez te cholerne przejście bo jako iż autobusy na żądanie, t zazwyczaj braku możliwości przejścia przelatywał sobie. Najgorsze przejście, mogliby zrobić światła…
eksperyment chyba sie nie powiodl. po dwoch miesiacach swiatelka padly….