Warto czepiać się urzędników. Czasem przy okazji można się dowiedzieć ważnych rzeczy.
O tym, że nasza dzielnica, oddzielona torami kolejowymi od reszty Warszawy, ma dramatycznie mało połączeń z centralnymi rejonami stolicy, nie musimy chyba przypominać. A nawet te nieliczne przejścia pod torami, które istnieją, wołają czasem o pomstę do nieba.
Na przykład połączenie ul. Naczelnikowskiej z tzw. „małą” Radzymińską, czyli dokładnie na granicy Targówka i Pragi. Chodnik jest tu tylko z jednej strony ulicy – tej mniej dostępnej, oddalonej od domów. Wszyscy więc chodzą pod wiaduktem po drugiej, bliższej stronie ulicy, w naturalny sposób skracając sobie drogę. Tyle, że tam jest tylko wydeptana ziemia, która po każdym deszczu zamienia się w błoto. Wstyd, jak na jedną z głównych ulic obu dzielnic. Tym większy wstyd, że ta sytuacja trwa już od wielu lat i nic się tutaj nie zmienia.
Kilka dni temu przypomnieliśmy o połączeniu Naczelnikowskiej i Radzymińskiej na naszym profilu na Facebooku. „My wiemy, że ten kawałek ziemi leży na styku kompetencji kilku urzędów i dwóch dzielnic – ale może pracownicy tych urzędów by się wreszcie łaskawie dogadali?” – napisaliśmy i „wywołaliśmy” do tablicy cztery urzędy, które mają wpływ na ten bałagan: Zarząd Dróg Miejskich, Urząd Dzielnicy Targówek, Urząd Dzielnicy Praga-Północ i PKP.
Trzy z nich zachowały wyniosłe milczenie. Ale Zarząd Dróg Miejskich pozytywnie zaskoczył: „Przygotowaliśmy projekt chodnika – poinformował nas ZDM. – Ale aby móc go wybudować, konieczne jest uzyskanie decyzji lokalizacyjnej i pozwolenia na budowę. Jest szansa, że te formalności uda się szybko załatwić i chodnik powstanie jeszcze w tym roku”.
Zaskoczeni? My tak! Po latach wstydu i mordęgi mieszkańców wreszcie jest realna szansa na cywilizowane połączenie Targówka i Pragi!
Trzymamy kciuki za budowę chodnika pod wiaduktem kolejowym – ale pamiętamy, że to tylko jeden z problemów tego miejsca…
Jeszcze bardziej skandalicznym rozwiązaniem jest przejście przez tory kolejowe wzdłuż „dużej” Radzymińskiej. Owszem jest tam kładka, ale po pierwsze są na niej tylko schody – więc np. rodzice z wózkami dziecięcymi nie mają szans. A po drugie łączy ona Naczelnikowską od razu z drugą stroną Radzymińskiej – a co, jeśli ktoś chce przejść tylko przez tory, ale nie przez Radzymińską, na przykład idzie na stację Statoil/Circle K albo na przystanek w kierunku Marek?
Wtedy według przepisów powinien wspiąć się na górę kładki, przejść jakieś 400 metrów, i wrócić kolejną kładką na tę stronę ulicy, na której już był…. Efekt? Wszyscy chodzą na dziko przez tory kolejowe. Nawet rodzice z wózkami. I tak też jest już od wielu, wielu lat.
Ale ten problem nie zostanie rozwiązany nawet po wybudowaniu chodnika pod wiaduktem przy „małej” Radzymińskiej. Prawda, Zarząd Dróg Miejskich i Urząd Dzielnicy Targówek?
Ulica Naczelnikowska i Radzymińska – wszystkie zdjęcia: archiwum/targowek.info
I jeszcze przejście przez tory za przystankiem Piotra Skargi w stronę Marek by się przydało. Tam gdzie Kaufland jest.
Tam trzeba połączyć Ziemowita z Łomżyńską, bo z chodnikiem czy bez, i tak jest na około. Jak modernizowano linię kolejową Warszawa-Gdańsk to przejazdy pod torami pobudowano często dla, dosłownie paru chałup. A tymczasem w środku Miasta Stołecznego nasyp kolejowy jest dalej barierą nie do przekroczenia…
kiedy będzie ten chodnik gotowy?