Media poinformowały wczoraj o złapaniu sprawcy przerażającej zbrodni popełnionej w naszej dzielnicy niemal 18 lat temu. Przeczytajcie co straszliwego zrobił i jak głupio wpadł Andrzej K., syn Tadeusza.
Komunikat policji jest lakoniczny. „Nie powrócił z przepustki, został odnaleziony w Irlandii” – informują warszawscy funkcjonariusze. – „Policjanci zespołu poszukiwań celowych wydziału kryminalnego KSP ustalili miejsce pobytu 50–letniego Andrzeja K., który w 2001 roku został skazany przez sąd na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo 19–latki na warszawskim Zaciszu…”
W tym momencie przestańcie czytać policyjne komunikaty, i zacznijcie czytać www.targowek.to
Zbrodnia
Beata nie miała 19 lat, tylko 21. Za miesiąc miała wyjść za mąż. Ale 17 maja 1994 roku mieszkała jeszcze wspólnie z matką w ich bogatym domu na Zaciszu. Był wtorek, ostatni dzień jej życia.
Kiedy Andrzej K. zadzwonił do furtki, Beata była sama w domu. Ale wpuściła go bez problemu. Przecież przyszedł razem z sympatycznym panem Januszkiem, który całkiem niedawno robił im w domu remont. Beata zaprosiła obu mężczyzn do środka i poszła do kuchni przygotować im kawę.
– Obaj chcieli zrealizować swoje marzenia. Janusz S. kupił nowego poloneza i rozpoczął budowę domu, który świadkowie określali jako „pałacyk”. Cały czas chodził obwieszony złotem. Andrzej K. chciał mieć własny interes – wiele lat później mówiła podczas procesu sędzia Aniela Zadrużna.
Swoje marzenia mężczyźni zrealizowali za pomocą metalowej rurki. Odwróconej tyłem Beacie pierwszy cios zadał Andrzej K., potem dołączył do niego Janusz S., który zaczął dusić dziewczynę paskiem. Gdy już nie żyła, przeciągnęli zakrwawione ciało do łazienki i wrzucili do wypełnionej wodą wanny twarzą w dół. Kilka godzin później taką Beatę znalazła jej matka.
Po zabójstwie napastnicy wzięli to, po co tak naprawdę przyszli: 2 kg złotej biżuterii i ok. 90 tys. dolarów (pamiętajcie, że to był rok 1994 – 90 tys. dolarów nie było po prostu dużą sumą, tak jak dziś. Wtedy było sumą gigantyczną!). I zniknęli.
Kara
Choć morderstwo na Zaciszu było chyba najbrutalniejszą i najgłośniejszą zbrodnią 1994 roku w całej Warszawie, policja prowadziła śledztwo wyjątkowo nieudolnie. A może i, jak na tamte lata, wcale nie wyjątkowo. Po roku sprawa została umorzona z powodu niewykrycia sprawców.
Sytuacja zmieniła się przypadkiem w 1997 roku. Andrzej K. i Janusz S. zostali aresztowani niezależnie od siebie za popełnienie zupełnie innych, drobniejszych przestępstw. Podczas przesłuchań zaczęli opowiadać zdumionym policjantom o morderstwie w stolicy.
Proces, jak to w Polsce, toczył się latami. Ostateczny wyrok sąd wydał dopiero w 2001 roku.
– Andrzej K. dokładnie opisał, jak razem z S. pojechali na miejsce i jak doszło do zabójstwa. Zademonstrował sposób zaatakowania rurką Beaty S. Z własnej inicjatywy sporządził nawet szkic domu na Zaciszu. Tylko sprawca mógł znać takie szczegóły – uzasadniała wyrok sędzia Zadrużna.
Obaj mężczyźni zostali skazani na najwyższą wówczas możliwą karę: 25 lat pozbawienia wolności. Zgodnie z przepisami sądzono ich według prawa obowiązującego w chwili zbrodni – w 1994 roku kary śmierci już nie wykonywano, zaś dożywotnie więzienie nowy kodeks karny wprowadził dopiero cztery lata później.
Wolność
Od czasu wyroku Janusz S. cały czas siedzi w więzieniu. Pytacie jednak, co się stało, że Andrzej K. znalazł się na wolności i dopiero w tym tygodniu ponownie trafił za kraty, w dodatku w pięknej zielonej Irlandii? Nie, wcale nie uciekł z więzienia. Pod koniec 2006 roku, zaledwie pięć lat po skazaniu na ćwierć wieku za brutalne morderstwo młodej kobiety, Andrzej K. dostał oficjalnie i legalnie sądową zgodę na trzymiesięczną przerwę w odbywaniu kary. No i wyobraźcie sobie, że ku zdumieniu sądu i strażników, po tych trzech miesiącach nie wrócił z przepustki!
Funkcjonariusze odkurzyli stare papiery, przejrzeli notatki i w 2007 roku wypuścili za Andrzejem K. list gończy. Na ścianach komisariatów policji i posterunków straży granicznej zawisło ponure czarno-białe zdjęcie urodzonego w lipcu 1961 roku wąsatego mężczyzny. Co ciekawego można było wyczytać w tym liście gończym? Np. wzrost: 166-170 cm, sylwetka: krępa muskularna, kolor oczu: ciemne, grupa krwi: AB RH +, nadgarstki: liczne tatuaże – rysunki zegarka i błyskawicy, napis „Love”. Przez pięć lat Andrzej K. był jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w Polsce. A mimo to jakby rozpłynął się w powietrzu.
Aż do 5 marca 2012 roku. W poniedziałek wieczorem w malutkim miasteczku Urlingford w środkowej Irlandii tamtejsi policjanci zapukali do drzwi mieszkania, w którym mieszkał pewien blisko 51-letni imigrant z Polski.
– Przybył tu pod przybranym nazwiskiem używając fałszywych dokumentów. Nikt nie miał pojęcia, że był bardzo niebezpiecznym osobnikiem, który zamordował kobietę w ekstremalnie brutalnej zbrodni. Miał tutaj wszystko: ubezpieczenie medyczne, pełnoetatową pracę, konto bankowe i dwa samochody – mówi irlandzki policjant cytowany przez tamtejszą prasę.
Andrzej K. początkowo udawał, że to pomyłka i twierdził, że jest niewinny. Zdradziły go odciski palców oraz prymitywne tatuaże na nadgarstkach. Jeszcze w marcu morderca z Zacisza ma wrócić do polskiego więzienia, żeby odsiedzieć resztę kary. Zapewne dostanie też dodatkowe 3 lata za niewrócenie z przepustki oraz używanie fałszywych dokumentów.
Beatę pochowano w białej sukni – tej samej, w której miała wziąć ślub.
źródła: policja, „Rzeczpospolita”, „Życie Warszawy” „The Irish Sun”, inf. własne
kojarzę jej grób, zaraz za drewnianym kościołem.
założe się że jakby popełnił przestępstwo gospodarcze to by nie dostał przepustki na trzy miesiące w odbywaniu wyroku…Nie ma jak to wypuszczać morderców na przepustki…bardzo bezpiecznie jest żyć w tym naszym wspaniałym kraju
Wzruszająca historia… i ta biała suknia na koniec.. to musiał być przepiękny pogrzeb..
„Zuzana” – przepiękne to może być wesele, ślub, Boże Narodzenie, a nie pogrzeb