Egzekucja w barze przy Biruty. Minęło 18 lat

32
Share

Jeszcze nie tak dawno nasza dzielnica przypominała Dziki Zachód. Jak w westernach gangsterzy chętnie i często sięgali po broń. 

 

Wojnę gangów z lat 90-tych przypomniał nam w mailu do redakcji internauta Matej, który był świadkiem jej epizodu. Możliwe że ostatniego, bo w akcji, którą opisuje, górą była policja:

Czy nie rzuciły się gdzieś w oczy Państwu zdjęcia piwialni, pubów przy ulicy Wincentego? Prawie przy samym Drewniaku przy ul.Biruty, gdzie stoi teraz kiosk i przystanek autobusowy. Tak mi się przypomniały obrazy z dzieciństwa. To był rok 1990 lub 1992. Jeździł wtedy chyba 362, niestety większość ludzi nie pamięta że kiedyś coś takiego istniało w tym miejscu. Wysiadałem z Matką z autobusu a na ziemi leżeli gangsterzy i broń porozrzucana wokół nich. Trzymali ich na muszce policyjni antyterroryści, a ze środka pubu wyprowadzali kolejnych i bijąc w żebra kładli na ziemi. Matka mnie szarpnęła mocniej za rękę i jak wszyscy ludzie szybciutko oddalaliśmy się z miejsca tego zdarzenia.

Zdjęć pubu niestety nie mamy (może ma ktoś z czytelników? redakcja@targowek.info) Nie wiadomo też dokładnie o jaką akcję policji chodzi. Możliwe że sytuacja opisana przez naszego czytelnika działa się nieco później. Najgoręcej w pubie przy Biruty było w maju 1995 roku.

Po latach znamy w miarę dokładny opis egzekucji, do której doszło w tym miejscu. Strzelanina wstrząsnęła Warszawą, gdy Pershing i Dziad dopiero zdobywali sławę. W majowy dzień do pubu wszedł niejaki „Kapiszon”. W ręku trzymał radziecki pistolet makarow. Później zezna, że kupił go na Stadionie Dziesięciolecia od Rosjanina za 600 dolarów. Celem był „Szajba”, uznawany wtedy za bossa mafii na Targówku. Na procesie relacjonowanym przez Gazetę Wyborczą opisano, że ofiara stała oparta o ladę. W lokalu było kilkanaście osób. Wyglądało to mniej więcej tak:

„Chodź, wyjdziemy i pogadamy” – powiedział „Kapiszon”. „Jeśli masz strzelić, to tu” – odparł niedbale boss Targówka. Dostał kulkę. „Teraz ty” – otrzeźwiło „Gutka”. „K…, ja do ciebie nic nie mam” – udało mu się powstrzymać „Kapiszona”. Ale ten rozglądał się już za „Leonem”. Był w pomieszczeniu obok. Dostał trzy kulki. „Kapiszon” wrócił do „Szajby”. Ze słowami „ty k… nie możesz przeżyć” wypalił do niego jeszcze raz. I wybiegł.

To był dopiero początek porachunków. Kilka dni później w mieszkaniu na Szmulkach zginął kumpel „Szajby” i „Leona” – „Jugol”. Po kolejnych kilku dniach także jego konkubina, która była świadkiem śmierci kochanka.

Policja dość szybko powyłapywała „Kapiszona”, jego kompana „Di Palmę” i kilku innych szemranych typów z praskiego podziemia. Możliwe, że nasz czytelnik był świadkiem właśnie tego zatrzymania.

Zdjęcie zrobiono podczas zupełnie innej akcji policji / fot. policja.pl

Zdjęcie zrobiono podczas zupełnie innej akcji policji / fot. policja.pl

O co poszło gangsterom? „Szajba” już tego nie opowie. Znamy wersję „Kapiszona”. Herszt mafii zaproponował mu ściąganie haraczy. „Kapiszon” był byłym bokserem i ponoć bardzo postawnym facetem. Odmówił, pokłócił się z „Szajbą” i „Leonem” i mocno obił im buzie. Ci w rewanżu porwali go, postrzelili w nogi, dźgnęli nożem i zażądali 5 tys. dolarów. „Kapiszon” twierdził, że do pubu wszedł wyjaśnić sytuację, ale „Szajba” sięgnął za pazuchę i błysnął stalowym przedmiotem. Wtedy „Kapiszon” wypalił…

Sąd uznał, że takie okoliczności mogą być powodem złagodzenia kary. „Kapiszon” dostał 15 lat. Wyrok zapadł w 1998 roku. Szybkie obliczenia i… tak, tak, 15 lat właśnie mija.

32
0
Co myślisz na ten temat? Napisz swój komentarzx